Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
01
|
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09
|
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25
|
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
Archiwum październik 2003
W tym tygodniu poznałem nową przyjemność... nie znaną mi wcześniej tym samym zupełnie nową, rozkoszą przyjemność...
Jest to mieszanka władzy, zaufania i otwartości wzglem mojej osoby... poczucie bycia autorytetem i jakby nauczycielem... i naprawdę miła wspołpraca.
Naprawdę milutkie... i ten dresczek rozkoszy przeszywający moje ciało, gdy moge robić coś zgodnego z pragnieniem, przeznaczeniem....
Radość dzielenia się i otrzymywania ponad miarę...
Chodzi mi o ... prowadzenie grupek dla bierzmowanych (takie zjęcia z bierzmowanymi nające na celu przygotować ich do tego sakramentu)
Jestem naprawdę mile zaskoczony otwartościa i mądrością mich podopiecznych (10 dziewczynek) , z chłopcami nie było by zapewne tego... bo jesteśmy na ogoł zamknięci... do tego w TYCH sprawach...
Może to dziwne... że tak się cieszę z tych grupek... ale ja zawsze marzyłem o czymś takim...
Stan czasu tak nierealny
w bycie sensu pozbawionym
zapalczywości pragnień, niemocy chęci
bezwartości celu, wyższości spokoju
rozwoju ograniczonej osoby
więzy życia realnego, prawda cierpienia córa
niezrodzona już nigdy jak dawno
daleko jak blisko i równie możliwe jak nie
absurd istnienia zaprzeczony pewnością
opościć sibie tak obcego, nie swojego
i szukać wciąż cienia,
swojego niemożliwego
niczego nie szukać, nie wierzyć,
nie mogę, powstaję, odnaleść chcę
pragnienie jak nigdy ze stali
- nie znajdziesz, nie uda się...
jeśli sobie nie pozwolisz zgubić się
porzućić, by odnaleśc siebie
-nie umiem
- nie musisz
-stan rzeczy jest nie do zniesienia
- nie musisz...
-pragnę
- nie umiesz
-chcę
- chodź !
-boję się
- nie możesz
-nie umiem
- nie musisz...
-dlaczego ?
- wystarczysz sobie taki
-na pewno?
- zależy do celu
-prawda
- nie zwycięży
-pranienie zwycięży strach
- więc, chodź...
-więc, idę...
ktoś mnie rozumie?
Zapadam chyba w sen zimowy...
Ostatnio zauważam, że ogarnia mnie oraz większe zniechęcenie, taki niezbyt przyjemny marazm...
Nic mie się nie chce, chodze jakiś ospały, zniechęcony, nie mam żadnuch pragnień, celów, jakby jaką iskierka życia się we mnie wypaliła, źrodła wszystkich pragnień wyschły...
Stan tej obojętności nie jest wcale pożadany, ale jakoś nie mogę wykrzesać z siebie trochę życia
Nie żebym miał jakiegoś doła, problem, zmartwienie, nic z tych rzeczy, po prostu nic mi się nie chce...
Jednocześnie ten sen denerwuje nie strasznie.... być może to monotonia....
Prosze pomożcie mi !!!
Taki wierszyk sobie ułożyłem wczoraj na matematyce, z braku innego zajęcia...
Za chwile, dla ktorych nie warto być
Za słowa, przez ktore nie warto żyć
Za myśli, od ktorych nie możesz nic
Za bramy, ktorych przekroczyć nie mogę
Za wicher, ktory do tyłu wciąż pcha
Za ręce, co skrzydła łamią mi
Dziękuję ci !
Przeklinam cię !
Wyklinam cię !
Odrzucam cię !
I kocham cię ?
Nic nie będzie już tak jak dawniej...
Źle dziś spałem.... obudziłem się w nocy i za nic nie moglem zrozumieć dlaczego niedługo wstanę i pójde do nieznajomych ludzi, do szkoły nie mojej, dlaczego tamto się skończyło, dalczego tu jest inczej?
Być może moga się to wydawać trywialne pytania... ale wtedy mąciły mi nieprzerwanie sen... takie dziwne shizy....
Wracjąc do "realnego życia" - szkoła , to jest nieciekawie....
uczyć się trzeba... choć juz nie sprawia mi to takiej trudności jak na początku... i tak jest trudno.... ja nigdy nie siedziałem dlużej niż 1 h nad lekcjami....
nie mam czasu czytać, o kompie już nie wpomnę... nawet w weekend brakuje mi na wszytko czasu... a tyle bym chciał zrobić... ja dusze się w tym ograniczeniu....
Wracając do szkółki : nienawidzę fizyki i gościary od fizyki, już po pierwszej lekcji wiedziałem, że nie lubie tej gościary, teraz tylko się w tym utwierdzam
religia też jest do dupy, nie chciałem nigdy mieć z ks. Kanią lekcji, a tu jak na złośc on ma z nami religie. Nie ma on żadnego autorytetu u mnie, jest śmieszny po prostu, i stanowi całkowity kontrast ks. W. Jaśkiewicza , ktorego sznuje i wiele mu zawdzięczam.
najznośniejszymi przedniotami są historia (ave profesorze), chemia (która ze względu na panią Lach przypomina ni stare dobre gimnazjum) oraz matematyka (również na myśl przychodzą mi stare dobre czasy) i ponudzić się spokojnie można, porysować, wierszyki popisać i pospać sobie (szkoda tylko że w pierwszej ławce siedze - w ostaniej to by był luz), Pan Czepelski jest tak na maxa zakręcony, że aż go lubię, pozatym traktuje nas jak idiotów (i słusznie :)) i podaje wszytkie zad. na sprawdziam - banalne swoją drogą